Sąd nad Polakiem

 

 

 

28 listopada w Warszawie w Teatrze Małym odbyła się promocja wydanych przez Znak „Rozmów na nowy wiek”. Z tej okazji ich autorzy Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski powołali Trybunał, który miał osądzić współczesnego Polaka. Przewodniczącym Trybunału został prof. Andrzej Zoll, oskarżał ojciec Jan Andrzej Kłoczowski z aplikantem Januszem A. Majcherkiem, a trudnej roli obrony oskarżonego podjął się mecenas Krzysztof Piesiewicz z aplikantem Wojciechem Bergierem. Wystąpili też liczni świadkowie oskarżenia i obrony oraz biegli sądowi. Na koniec ława przysięgłych wydała wyrok. Dziś prezentujemy Państwu pełny zapis rozprawy. 
W Krakowie zwykło się mawiać „Jeżeli sami się nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi”. Autorzy uznali, że w Warszawie bardziej na miejscu będzie formuła: „Jeżeli sami się nie osądzimy, to nikt nas nie osądzi”. 

 

 

Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski:
– Dziękujemy Państwu za przybycie na proces wytoczony współczesnemu Polakowi przez autorów „Rozmów na nowy wiek”. Zgodnie z powagą tego miejsca i wydarzenia prosimy o wyłączenie telefonów komórkowych i pagerów na czas trwania rozprawy.
Prosimy ławników o zajęcie miejsc.
Wzywamy:

Magdę Dygat,
Andrzeja Dudzińskiego,
Marka Edelmana,
ks. Andrzeja Lutra,
Jacka Sempolińskiego, 
Wojciecha Tochmana,
i przewodniczącą ławy przysięgłych
profesor Barbarę Skargę

Proszę wstać, Sąd idzie!


Przewodniczący Trybunału Andrzej ZOLL:
– Otwieram postępowanie przed Trybunałem powołanym przez autorów „Rozmów na nowy wiek” – panią Katarzynę Janowską i pana Piotra Mucharskiego. Przedmiotem postępowania będą zarzuty postawione współczesnemu Polakowi. Na rozprawę stawił się oskarżyciel ojciec Jan Andrzej Kłoczowski z aplikantem Januszem Majcherkiem. Na rozprawę stawił się oskarżony z obrońcą z wyboru mecenasem Krzysztofem Piesiewiczem oraz jego aplikantem Wojciechem Bergierem.
Panie i Panowie przysięgli! Wysłuchacie aktu oskarżenia, zeznań świadków i biegłych, wysłuchacie tez obrony. Rozważcie odpowiedzialnie wszystkie argumenty za i przeciw, by wydać obiektywny wyrok. 
Udzielam głosu prokuratorowi. Proszę o przedstawienie aktu oskarżenia.


Oskarżyciel Jan Andrzej KŁOCZOWSKI: 
– Wysoki Trybunale, sędziowie przysięgli. Byśmy mogli w procesie dojść do konkluzji, która będzie trafna i odpowiedzialna, musimy poznać sylwetkę oskarżonego, którego zwiemy Polakiem. Ustalmy najpierw tożsamość oskarżonego.
Jest to osobnik w wieku średnim. Zamieszkuje przeważnie w mieście, lecz 38 procent jego osoby osiedliło się na wsi. Żyje najczęściej z pracy najemnej, jego średni zarobek to 2100 złotych miesięcznie – brutto oczywiście. Z tego 1/3 wydaje na żywność, coraz więcej na mieszkanie – dziś ok. 18 procent, 6 procent na rekreację i kulturę, a 3,5 procenta na alkohol i tytoń. Raz na pół roku uczęszcza do kina, raz na dwa lata do muzeum, raz na cztery lata do teatru. Raz na 10 lat udaje się do galerii sztuki. Kupuje jedną książkę rocznie. Posiada wykształcenie niepełne średnie.
Oskarżony pozostaje na wolności, nie zastosowano wobec niego środka zapobiegawczego. O co jest oskarżony? 
Wysoki Sądzie, sędziowie przysięgli! Staraliśmy się sformułować akt oskarżenia w sposób odpowiedzialny i chciałbym teraz przedstawić wam jego założenia. Podstawową przesłanką były dla nas słowa wielkiego narodowego poety Cypriana Kamila Norwida, który powiada, iż „Polak jest wielki, ale człowiek w Polaku jest mały”. Mały człowiek w wielkim Polaku: czyżby oznaczało to, że jego polskość, którą tak się chlubi, jest tylko zbyt obszernym, ponad miarę uszytym garniturem? Tak można by sądzić, obserwując dziś fundamentalne zakłócenia ładu obywatelskiego i ładu moralnego w Polsce. 
Jakie można by więc sformułować – idąc tym tropem – konkretne zarzuty wobec współczesnego Polaka? Niewątpliwie Polak pozostał niedojrzały mimo wszystkich ostatnich doświadczeń historycznych. Wciąż przedkłada bezpieczeństwo nad wolność. Dlatego – choć nie zawsze się do tego przyznaje – tęskni za epoką Gierka, małego fiata i wakacji w Bułgarii. Wyrwie mu się czasem zdanie, że w stanie wojennym było mniej przestępstw niż dzisiaj. Jak powiedział pewien znakomity pisarz i kapłan: „Polakowi udzielono nieszczęsnego daru wolności”. Jak to możliwe, by ów wielki dar czynił go nieszczęśliwym?
Polak oczekuje od niepodległego państwa opieki i skutecznie potrafi ją zdobywać: często podstępem, oszustwem, dopuszczając się wyłudzeń publicznych pieniędzy. Dzieje się tak nie tylko wtedy, kiedy ma jawny dostęp do kasy publicznej czy państwowej, ale również w formie rozmaitych świadczeń: zasiłków lub rent. Polak zrobi wszystko, by wydobyć od państwa środki, które zapewnią jego byt, choć często sam potrafiłby na swój bezpieczny byt zarobić. Odmawia podjęcia odpowiedzialności za niepodległe państwo i dobro wspólne. 
Chętnie przedstawia się jako niewinna ofiara historii i spisku ciemnych sił. Nie podjął uczciwego rachunku sumienia, dlatego też wciąż ogarnia go nostalgia za tym, co minęło. Lubi, gdy spotykają go klęski i niepowodzenia, ma bowiem wtedy powody do narzekań i samousprawiedliwień. Jest tak smutny, że nawet kolędy – pozwolę sobie znów na cytat – śpiewa na melodię „Gorzkich Żalów”. Jednocześnie wierzy, że cała jego historia była czysta i nieskalana. Dlatego chętnie nią manipuluje, kreując się na jej kozła ofiarnego. 
Hoduje w sobie szczerą i głęboko zapadłą w serce zawiść do współziomków. Największą klęską dla Polaka jest sukces, albowiem wtedy wszyscy jego ziomkowie sprzysięgną się, by jego sukces zdeprecjonować i dowieść, że jest on owocem szalbierstwa. Już dawno powiedziano, że miejscem naturalnym, w którym Polak dobrze się czuje, jest owo słynne polskie piekło, w którym nie trzeba diabłów, żeby dolewać smoły do kadzi, bo już o to zadbają sami współbracia. 
Polak bardzo chętnie rozpowszechnia – a robi to publicznie: w tramwajach, poczekalniach, na targowiskach albo imieninach – fałszywe oskarżenia wobec osób pełniących funkcje publiczne. 
Polak dopuszcza się licznych aktów wandalizmu, dewastacji, zwłaszcza widoczne są one w miastach. Oskarżenie przybyło spoza Warszawy i wędrując z Dworca Centralnego do miejsca, gdzie odbywa się proces, mogło również dostrzec te straszliwe zniszczenia. Polak uwielbia mieszkać w zniszczonym środowisku, a jeżeli jest ono czyste, oczywiście zaraz wywozi śmieci do lasu, żeby zniszczyć to, co jeszcze ocalało. 
Wreszcie: Polak w sposób niebezpieczny prowadzi pojazdy mechaniczne, co jednoznacznie wskazuje, że raczej powinien jeździć furmanką, albowiem bezpieczniejsze jest prowadzenie furmanki po pijanemu niż nieodpowiedzialne prowadzenie auta. 
Na koniec wreszcie chciałbym przytoczyć słuszne zdania pewnego znakomitego adwokata, senatora i scenarzysty, który udzielił wywiadu w poczytnej prasie stołecznej. Powiedział on, że w ostatnim czasie coraz bardziej stajemy się ofiarą bezkrytycznie przyjmowanego konsumpcjonizmu. Ze zdaniem tego znakomitego senatora i prawnika oskarżenie zgadza się w całej rozciągłości.
Wysoki Trybunale, ławo przysięgłych, proponujemy uznać Polaka winnym wymienionych tu przestępstw i zaniedbań, które z jego ułomności moralnej wynikają. Kara, którą wymierzycie, winna służyć resocjalizacji, bowiem życzymy oskarżonemu dobrze, licząc na jego powrót do zdrowia po zacnej i zasłużonej pokucie. Dziękuję.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Dziękuję bardzo oskarżeniu. Głos ma obrona.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz:
– Mam dwa wnioski do Wysokiego Trybunału. 
W istocie dotyczą one doprecyzowania aktu oskarżenia. Oskarżyciel użył zwrotu: „osobnik zwany Polakiem”. Faktycznie, w kontekście wypowiedzianych tu oskarżeń jest to teza słuszna, lecz jestem zmuszony zapytać: kogo w takim razie dotyczy nasz proces? Polaka czy osobnika zwanego Polakiem? Po drugie – Panie Przewodniczący, Wysoki Trybunale, w związku z wywiadem, który zechciał zacytować prokurator, chciałem się dowiedzieć, w jakiej roli tu występuję: obrońcy czy biegłego? Ja nie odwołuję się do piśmiennictwa oskarżyciela, nie byłoby to zbyt przydatne, ale prosiłbym, żeby ten fragment wystąpienia Oskarżyciela został wykreślony z protokołu rozprawy, bym mógł swobodnie występować jako obrońca Polaka.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Panie mecenasie, pierwszy punkt został wyjaśniony przez samo wniesienie aktu oskarżenia przeciwko współczesnemu Polakowi i właśnie współczesny Polak jest dziś przedmiotem oceny Trybunału. Natomiast jeżeli chodzi o prawa pana mecenasa, są one zupełnie oczywiste. Ma Pan pełną swobodę w przeprowadzeniu obrony. Cytowane przez oskarżenie wypowiedzi pana mecenasa zostaną wykreślone z protokołu rozprawy. Bardzo proszę, pan mecenas ma głos, proszę przystąpić do obrony.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz:
– Wysoki Sądzie, szanowni przysięgli, chciałbym mniej zawiłymi słowami i bez eufemizmów streścić to, co sugeruje nam oskarżyciel. I zapytać: skąd tu przybył, z jakich wysokości do nas przemawia. Oto jak odczytałem wystąpienie prokuratora: po pierwsze twierdzi on, że oskarżony jest tchórzem, osobnikiem infantylnym i bezradnym, a więc – w istocie – należałoby go prowadzić na smyczy. Po drugie: jest on podejrzliwy, nieufny, bez sumienia, za to porażony amnezją. Po trzecie: jest leniem. Po czwarte: jest masochistą, lubującym się w samoudręczaniu. Po piąte: jest podejrzliwy i nieufny. Po szóste: nie umie rozpoznać rzeczywistości, jest więc ślepy. Po siódme: jest pozbawiony tożsamości, jest więc nikim. Po ósme: to złodziej i egoista! Po dziewiąte: wścibski plotkarz! Po dziesiąte: cham, wandal, barbarzyńca!! Po jedenaste: pijak i degenerat!! Po dwunaste: prymityw, ciemniak i megaloman!!! Po trzynaste: chciwiec i nihilista!!!!
Gdzie my żyjemy? W kryminale, którego oskarżyciel jest strażnikiem i wydaje polecenia? Trudna będzie obrona w tym procesie, ponieważ atak jest tak bezpardonowy; atak zaślepiony goryczą, o której sam oskarżyciel raczył wspomnieć. Trudna to będzie obrona, ponieważ ja widzę w oskarżonym dzielność, odwagę, wytrwałość, ufność, hojność, zaradność, romantyzm (jeżeli jest w tym pewna naiwność, to jest ona piękna). Widzę łatwowierność, podatność na manipulację oskarżycieli. Widzę godność, honor i pamięć. 
Wnoszę o przeprowadzenie postępowania dowodowego.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll:
– Dziękuję panu mecenasowi. Otwieram postępowanie dowodowe. Proszę oskarżenie o zgłoszenie wniosków dowodowych.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski:
– Proszę Wysoki Sąd o powołanie świadków oskarżenia: pana profesora Jerzego Szackiego, pana profesora Janusza Tazbira, pana senatora Kazimierza Kutza, panią Julię Hartwig i pana profesora Marcina Króla.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll:
– Świadków uprzedzam o obowiązku mówienia prawdy. Wzywam na świadka pana profesora Jerzego Szackiego.

 


Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Bardzo proszę, by świadek zechciał przedstawić Wysokiemu Sądowi i ławie przysięgłych swoją ocenę postawy obywatelskiej Polaka. Świadek jest socjologiem, czyli zawodowo bada te zagadnienia.


Świadek Jerzy Szacki: 
– Wysoki Sądzie, bycie socjologiem w tym wypadku stanowi zarówno ułatwienie, jak i utrudnienie. Utrudnienie – ponieważ jako socjolog jestem przekonany, że Polacy, podobnie jak przedstawiciele wszystkich innych nacji, są przede wszystkim różni. Niemniej jednak, można na użytek tego procesu odpowiedzialnie wygłosić kilka uogólniających zdań na temat współczesnego Polaka-obywatela. Otóż jego zachowania cechuje charakterystyczna dysproporcja. Znacznie łatwiej uczy się uprawnień obywatelskich niż obywatelskich obowiązków. Po drugie – wykazuje większą łatwość uczenia się uprawnień zwanych „społecznymi” niż uprawnień politycznych. Inaczej mówiąc: z łatwością przyswaja sobie jedynie te uprawnienia obywatelskie, z których wynikają dla niego materialne korzyści i te, które zapewniają mu bezpieczeństwo, o czym wspominał już oskarżyciel. Z innych uprawnień korzysta opieszale – w szczególności dotyczy to właśnie uprawnień politycznych. Nie kwapi się do wyborów władz, o czym świadczy choćby niska frekwencja w wyborach parlamentarnych. Nie przywiązywałbym do tego przesadnej wagi, ponieważ każdy obywatel ma prawo zostać w domu, natomiast czymś naprawdę niepokojącym są trudności przy wyborze władz samorządowych, kiedy to zdarza się, że z braku wymaganej frekwencji trzeba próby ich wyboru ponawiać, bo inaczej nie można powołać rady gminnej czy nowego sołtysa.
Wydaje mi się, że współczesny Polak nie wykorzystuje również gwarantowanych mu przez konstytucję i inne akty prawne sposobów kontroli działalności władz. Od władzy raczej wymaga, aniżeli sprawdza, czy postępuje ona zgodnie z prawem. Woli żądać niż samoorganizować się i zagospodarować lokalną przestrzeń obywatelską. Inaczej mówiąc: jako obywatel ma niewątpliwie istotne wady, ale są to wady średniej wielkości, jeśli porównać je z krajami, które Polskę z racji swych doświadczeń historycznych przypominają.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski:
– Czy świadek zgodziłby się ze zdaniem, że Polak – niezależnie od tego, czy ma 90 czy 15 lat – niechętnie podejmuje odpowiedzialność za dobro wspólne?

Świadek Jerzy Szacki:
– Zgodziłbym się z takim poglądem, ale w grę wchodzi tutaj nie tylko indywidualna odpowiedzialność, ale również to, jak na zachowania jednostki reagują jego bliźni, sąsiedzi lub współtowarzysze pracy. Odpowiedzialność w tej kwestii jest zbiorowa.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czy w takim razie świadek sugeruje, że oskarżony jest skłonny do działań konformistycznych?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Wedle moich wyobrażeń konformizm jest właściwy naturze ludzkiej.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Z tym, że w tej chwili przedmiotem naszych zainteresowań jest szczególny przypadek natury ludzkiej, jakim jest Polak.

Świadek Jerzy Szacki: 
– Polacy są ludźmi, panie prokuratorze. 

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Przyjmuję tę wiadomość z radością. I być może będzie to ważne osiągnięcie tego procesu, jeżeli zdołamy wykazać, że rzeczywiście tak się sprawy mają. 
Czy niepokojące tendencje występujące u oskarżonego nasilają się? Wszak jeżeli bardziej jestem przywiązany do uprawnień niż do poczucia odpowiedzialności, to znaczy, że nie dorosłem do wolności.

Świadek Jerzy Szacki:
– Żeby się nauczyć odpowiedzialności, muszę być wolny. A Polacy zbyt wielu okazji do nauczania się odpowiedzialności obywatelskiej nie mieli.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czy są jakieś przejawy braku tej odpowiedzialności szczególnie dla świadka rażące?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Najbardziej rażący jest zanik znanych z przeszłości nawyków współpracy, samopomocy, samorządności. Pod tym względem Polacy mieli piękne tradycje, w szczególności w zaborze pruskim i austriackim.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Mimo braku wolności politycznej?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Tak, mimo tego braku. Jest rzeczywiście niepokojące, że mimo zaistnienia warunków nieporównanie bardziej sprzyjających, tak wiele działań zostało dzisiaj scedowanych na władze.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Dziękuję świadkowi.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Bardzo proszę świadka, by pozostał jeszcze na miejscu. Obrońca chce zadać pytanie.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz::
– Wiek uprawnia świadka do opisu osobistych doświadczeń. Jak można scharakteryzować przejście Polaka z czarnej dziury komunizmu do wolności? Jak w tym kontekście można opisać jego zachowania? Czym była ta trauma? Czy można ją z czymkolwiek porównać? 

Świadek Jerzy Szacki: 
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie wierzę w istnienie czarnej dziury. Nie wierzę w tym sensie, że choć zmienił się radykalnie na lepsze ustrój polityczny – co do tego nie mam wątpliwości – to jednak sfera życia codziennego, stosunków międzyludzkich, nawet sfera funkcjonowania urzędów nie uległa wcale rewolucyjnym zmianom. Zmieniło się w Polsce bardzo wiele, ale z dnia na dzień nie zmieniają się ani charaktery, ani układ stosunków między ludźmi.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy jest świadkowi znany jakiś idealny system funkcjonowania wspólnot?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Bieda w tym, że wymyślano wiele idealnych systemów, które miały jedną cechę wspólną, mianowicie żaden z nich nie był dobry w rzeczywistości.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dlaczego nastąpiła wielka zmiana w 1989 roku?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Nastąpiła ona z wielu przyczyn zewnętrznych i wewnętrznych. Ale przede wszystkim dlatego, że tamten system nie zaspokajał najbardziej elementarnych potrzeb.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Co nosili w sobie Polacy, którzy byli niezadowoleni z tamtego systemu? Jaką nostalgię...


Świadek Jerzy Szacki: 
– Chcieli lepszego życia, w większości wypadków nie definiując tego lepszego życia zbyt dokładnie. Zaś politycy w zbudowaniu przekonującej definicji niezbyt im pomogli.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy Polacy nosili w sobie nostalgię wolności?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Tak, oczywiście, ale wolność znaczyła wtedy wszystko. Znaczyła przede wszystkim wolność od aktualnych dolegliwości. Nie znaczyła konkretnych działań w ramach systemu demokratycznego, który miał powstać, czy wolnego rynku, o którym nikt wtedy jeszcze nie myślał.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Świadek zna treść Konstytucji RP?

Świadek Jerzy Szacki:
– Tak, oczywiście.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czego jest wynikiem treść w niej zawarta?

Świadek Jerzy Szacki: 
– To bardzo trudne pytanie, bo jest ona wynikiem zarówno dostosowania się do uniwersalnych i obowiązujących w świecie demokratycznym wzorów, jak i wynikiem kompromisów zawartych pomiędzy siłami politycznymi, które tę konstytucję ostatecznie poparły. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Ale jak świadek ocenia polską konstytucję w sensie kodu aksjologicznego, który jest w niej zawarty?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Kiedy toczyła się dyskusja o konstytucji, byłem zdecydowanie jej zwolennikiem, choć nie twierdziłem nigdy, że jest to konstytucja bardzo dobra. Przede wszystkim ma tę wadę, że jest bardzo długa i normalny człowiek nie jest w stanie jej się nauczyć, tak jak może się nauczyć konstytucji amerykańskiej czy paru innych.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– A wynik referendum o czym świadczył? O zaakceptowaniu tego systemu wartości?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Wynik referendum świadczył przede wszystkim o tym, że zgodnie z obowiązującymi demokratycznymi regułami ten akt prawny został przyjęty. A Polacy, którzy za nią głosowali, kierowali się bardzo różnymi względami. Nie był to plebiscyt w sprawie systemu wartości, ale przede wszystkim dotyczył kwestii, czy Polska konstytucji potrzebuje i czy tym, którzy konstytucję proponują, można zaufać. Przypuszczam, że przeciętny uczestnik referendum myślał w ten właśnie sposób.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Jaka cecha Polaka pozwoliła mu przetrwać skomplikowany XX wiek i dojść do takiego kształtu konstytucji?

Świadek Jerzy Szacki: 
– Nie znajduję jednej takiej cechy.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Może być kilka...

Świadek Jerzy Szacki: 
– Była to cierpliwość, zapobiegliwość, zaradność, czasem i mądrość w najtrudniejszych sytuacjach...

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dziękuję, nie mam więcej pytań.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll:
– Dziękuję świadkowi, świadek jest wolny. Powołuję na świadka pana profesora Janusza Tazbira. Oskarżenie ma głos.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Świadek jest historykiem. Czy świadek potwierdza fakt, iż świadomość historyczna Polaka jest zafałszowana, a czynniki emocjonalne mają wielki wpływ na jej poziom?


Świadek Janusz Tazbir: 
– Wysoki Sądzie, czcigodna ławo przysięgłych, muszę potwierdzić, że te zjawiska istotnie w Polaku występują. Faktem jest przewaga emocji nad racjonalnym postrzeganiem przeszłości. Ale owe zjawiska biorą się stąd, skąd zazwyczaj bierze się niewiedza, mianowicie z nieuczęszczania do szkoły. Historia jest nazywana szkołą życia, ale zaiste przedziwna to szkoła, w której do katedr stoi długa kolejka żądnych wykładania profesorów, natomiast ławki uczniowskie świecą pustkami. A najchętniej wagarują z nich politycy. 
Gdyby historia była szkołą, do której Polacy by uczęszczali, na pewno nie byłoby frustracji po roku 1989, bo pamiętano by doskonale, że i po roku 1918 odzyskanie niepodległości nie załatwiło wszystkiego, wbrew ogólnym nadziejom. Nie przyniosło dobrobytu, nie przyniosło od razu wykształcenia elit politycznych, nie przyniosło parlamentu odpowiedzialnego za przyszłe losy kraju. Na fali tych frustracji doszedł do władzy w 1926 roku Piłsudski. Na szczęście – czy nieszczęście – nie widzę dziś nikogo, kto mógłby być jego odpowiednikiem. 
Polak zapomina o chodzeniu do szkoły, ale zapomina także o innych rzeczach – choćby o naszych klęskach. Przecież od kampanii wiedeńskiej w 1683 po kampanię roku 1920 nie mieliśmy – w tej próżni dziejowej – żadnych wygranych wielkich wojen. Owszem mieliśmy wygrane bitwy. I pamiętamy tylko te bitwy; do nich chętnie wracamy pamięcią – jak Racławice czy Grochów. Klęska wrześniowa, jak mnie uczono jeszcze w szkole średniej, stała się wojną obronną, a dzisiaj jest przedstawiana niemalże jako ciąg zwycięstw militarnych, które jednak ostatecznie zakończyły się okupacją hitlerowską i okupacją sowiecką. Powstanie Warszawskie pokazywano niegdyś jako wielką klęskę, która ułatwiła sowietyzację kraju, obecnie jest coraz częściej nazywane wielkim moralnym i politycznym zwycięstwem narodu polskiego, bez którego doszłoby do utworzenia przez Stalina 17. Republiki Rad. Nie bardzo w to wierzę, choć sądzę, że bez Powstania Warszawskiego mogłoby dojść w 1956 roku, a już na pewno w 1981 roku, do nowego zbrojnego zrywu militarnego. 
Jak broniliśmy swojej tożsamości? Któryś z badaczy napisał, że dzieje naszego języka są przedstawiane niemalże w kategorii darwinowskiej walki o byt. Ale kto pamięta, że w czasach Oświecenia postawiono żądanie, by jedynym obowiązującym językiem w Rzeczypospolitej był język polski? W tym języku miano nauczać ruskie chłopstwo, prowadzić sądownictwo, a od Żydów wymagano, by wstępująca w związek małżeński para żydowska wykazała się biegłą znajomością w mowie i w piśmie języka polskiego.
A o czym chętnie pamiętamy? Europa jawi się nam jako dłużnik Polski, który nie spłacił długu wdzięczności za to, żeśmy uratowali Europę pod Wiedniem, i za to, żeśmy uratowali Europę w roku 1920, albo za to, że my pierwsi – podobno – rozpaliliśmy wielki ogień wolności, w którym spłonęło ponure imperium zła. 
Pamiętamy o wielkich i szczytnych doświadczeniach wynikających z tworzenia przez Polaków kolejnych państw podziemnych. Bo państwa podziemne wychodziły nam wspaniale: w okresie poprzedzającym powstanie styczniowe, podczas II wojny światowej, w okresie „Solidarności” tworzono niezależną od władzy prasę i organizacje. Gorzej było, kiedy przychodziło do budowy państw „naziemnych” i tego, co jest dozwolone przez prawo. Opozycja polityczna zawsze uchodziła w Polsce za wzór cnoty obywatelskiej.
Proszę państwa, to nie „Rozmowy na nowy wiek” pierwsze wymyśliły tego rodzaju Sąd nad Polakiem. W XVII wieku to był ulubiony temat różnych publicystów szlacheckich i w decydującym momencie – przed zapadnięciem wyroku – zawsze przychodziła z interwencją Matka Boska. Mówiła: Synu, Polacy są strasznie grzeszni, ale weź pod uwagę, że Matka prosi o to, byś im jednak i tym razem przebaczył. I muszę powiedzieć, że zarzuty stawiane wówczas Rzeczypospolitej, Rzeczypospolitej przecież potężnej, stanowiącej podmiot dziejów tej części Europy, były o wiele poważniejsze niż te, które są stawiane dzisiaj.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Oskarżenie zgadza się z tezą, że to Matka Boska w końcu Polaka ocali. Tym niemniej zgódźmy się: ma z czego ocalać. My w tej chwili zbieramy argumenty dla Bożego Miłosierdzia, nic nam więcej w kwestii Polaka nie pozostało. 
Czy świadek zgadza się z takim postawieniem sprawy, że Polak chętnie wszystkie swoje klęski zwala na innych? Jak wygląda sprawa przypisywania sobie zasług, a zwalania winy za klęski na innych?

Świadek Janusz Tazbir: 
– Sądzę, że również w przypadku Polski sprawdza się znana sentencja, że zwycięstwo ma wielu ojców, a klęska jest zawsze sierotą. Także i inne narody swoje klęski przypisują nielojalności sojuszników albo temu, że siły wroga były przeważające. Nie bardzo sobie przypominam z dziejów współczesnej Francji, żeby odbywał się tam wielki rachunek sumienia ze stania nieruchomo w 1939-40 roku naprzeciwko Niemców, którzy byli zajęci wykańczaniem Polski podczas kampanii wrześniowej, ale jednocześnie odsłonięci na ewentualne francuskie uderzenie.
Wziąłbym jednak pod uwagę fakt, że nasza historiografia dopiero teraz zaczyna wybijać się na normalność. Przez 200 lat była jak podręcznik medycyny. Chodziło o pokazanie, kiedy pojawiły się objawy choroby, które w postaci rozbiorów doprowadziły do upadku Polski. Przecież powstały prace o Hołdzie Pruskim – to było w 1525 roku!!! – jako zalążku przyszłych rozbiorów. Historia, o czym mówiłem, była wekslem do spłacenia, była tłumaczeniem naszych win, i była nauczana – chwała jej za to – przez wielką poezję romantyczną, ale biada narodowi, któremu manifest powstańczy pisze poetka Ilnicka w 1863 roku.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– W takim razie i historiografia przyczyniała się do tego, że świadomość historyczna Polaków była karmiona bardziej emocjami niż trzeźwą refleksją.


Świadek Janusz Tazbir: 
– Bardziej Sienkiewiczem niż Bobrzyńskim.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Dziękuję bardzo, nie mam więcej pytań.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Proszę uprzejmie, świadek jest do dyspozycji pana mecenasa.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Może zaczniemy od problemu Sienkiewiczowskiego. 13 grudnia 1981 roku Polacy nie poszli na czołgi. Jak to wygląda w kontekście Sienkiewiczowskiego etosu?

Świadek Janusz Tazbir: 
– Sienkiewicz wsławił się kiedyś powiedzeniem, że całą sławę pisarską oddałby za możliwość noszenia choćby przez jeden dzień munduru Wojska Polskiego. Sienkiewicz był za ruchem zbrojnym, ale w zupełnie innych warunkach. Natomiast ja pragnę Wysokiemu Sądowi i panu obrońcy zwrócić uwagę, że my mamy po roku 1944 pierwsze, już więcej niż półwiecze w naszych dziejach bez zbrojnego powstania. Sądzę, że Konfederacja Barska była pierwszym narodowym powstaniem i od czasu Konfederacji co 30-40 lat wybuchało nowe powstanie. Natomiast w 1981 roku widać było, że przynajmniej niektórzy Polacy uczęszczali w szkole na lekcje historii i wyciągnęli z niej wnioski. Jedna rzecz mnie zaniepokoiła: 12 grudnia 1981 r. byłem na zebraniu klubu dziennikarskiego i wtedy jeden z przywódców „Solidarności” powiedział zdanie, które mną wstrząsnęło: „dojdziemy do porozumienia z Moskwą, bo Moskwa zechce mieć do czynienia z ruchem politycznym, który reprezentuje naród, my zagwarantujemy im pozostanie w Pakcie Warszawskim, a Moskwa za to da nam autonomię polityczną”. Pomyślałem sobie: Boże Święty, z tym przecież 16. przywódców AK szło na rozmowy z rzekomym generałem Sierowem. A Moskwa zawsze stawiała na rządy, które nie miały poparcia w narodzie, bo takie rządy były zależne od Kremla.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy więc potrafimy wyciągać wnioski z historii?

Świadek Janusz Tazbir: 
– W roku 1981 roku – jak najbardziej. Rodzi się w polskiej myśli politycznej – choć nieśmiało i z oporami – zrozumienie dla potrzeby kompromisu.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy to jest jakieś novum?

Świadek Janusz Tazbir: 
– Niewątpliwie tak. Podobnie jak novum było pojawienie się nowego typu bohatera narodowego. Bohater narodowy w XIX wieku ginął w nurtach Elstery, na stokach cytadeli, umierał na Syberii. Dziś bohaterem narodowym jest Ojciec Święty, który niewątpliwie jest człowiekiem sukcesu – oto człowiek, któremu się powiodło. Pierwszy był Piłsudski, Curie-Skłodowska, teraz Jan Paweł II. Przedtem bohater narodowy musiał, tak jak rzekomo Czarniecki, umierać na nędznym barłogu, kiedy mu przynoszono buławę w ostatniej chwili. A przecież Czarniecki wyrąbał sobie szablą drogę do magnaterii, lecz tego żaden Polak nie uważał za powód do chwały.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy można powiedzieć, że Polak jest mądrzejszy przez swoje doświadczenia?

Świadek Janusz Tazbir: 
– Staje się mądrzejszy, ale może moje spojrzenie jest zaciemnione wiekiem i mam poczucie, że jeśli Polak dojrzewa politycznie, to – jak na moje lata – dzieje się to straszliwie wolno. Boję się, że nie doczekam końca tego procesu.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy 10 lat na dojrzewanie to dużo?

Świadek Janusz Tazbir: 
– 10 lat w XIX wieku to by było nie tak dużo, ale 10 lat w chwili, kiedy świat idzie naprzód i inni nas prześcigają, to jednak bardzo dużo. Nieszczęściem Polski było to, że ilekroć Europa była na wirażu i dochodziło do cywilizacyjnego przyspieszenia, to nam zawsze coś przeszkadzało w jej doganianiu. W XVII wieku to były wojny, w XIX wieku zabory, w drugiej połowie XX stulecia dominacja komunistyczna. Ja się boję, że teraz nam może przeszkodzić niedojrzałość polityczna części społeczeństwa. Fatum dziejowe zwykło się powtarzać.


Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– W kontekście tych 10 lat pytam: co pozwoliło nam pozostać dzisiaj z własnym językiem, z wolnością, z – mimo wszystko – afirmowaniem demokracji?

Świadek Janusz Tazbir: 
– Czy mam odpowiedzieć szczerze? 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz:
– Bardzo proszę.

Świadek Janusz Tazbir:
– Pomogło nam to, że jeden okupant stawiał na eksterminację, a drugi nie potrafił niczym zaimponować, wręcz przeciwnie: ciągnął nas w przepaść ekonomiczną i cywilizacyjną. Powołam się na Juliusza Mieroszewskiego, który napisał na łamach „Kultury” w roku 1963: „całe szczęście Polski, że w Rosji zwyciężyli bolszewicy, bo gdyby zwyciężyli kadeci, wprowadzili dobrobyt i demokrację, to nie wiem, czy część Polaków by nie uległa pokusom asymilacji”. Tu chciałbym zwrócić uwagę Wysokiemu Sądowi na bardzo ciekawy fakt zakodowany językowo. Jeżeli Niemiec staje się Polakiem, przyjmuje nasz język, obyczaje, to mówimy, że się „asymiluje”. Ale jeżeli Polak staje się Niemcem, przyjmuje język niemiecki, to mówimy, że się „wynaradawia”. 
Gdyby Rosja stwarzała nam pokusy popłatnej asymilacji, to nasze szanse na zachowanie tożsamości wyglądałyby znacznie gorzej. Po I wojnie światowej szanse państwa polskiego wzrosły niepomiernie na skutek tego, że zarówno z zaboru rosyjskiego, jak i z zaboru austriackiego wracali wybitni fachowcy, bo tam już nie znajdowali – pomijam fakt, że wracali ze względów patriotycznych – dla siebie warsztatów pracy. Przypomnę, że kiedy Ignacy Mościcki czy Gabriel Narutowicz przyjeżdżali ze znakomitych posad szwajcarskich do Warszawy, to nie wypominali nikomu, że porzucili dobrze płatne stanowiska na rzecz gorzej płatnych. Dziś natomiast niektórzy nasi mężowie stanu mówią, że gdyby zasiadali w Hadze, to by zarabiali więcej w Trybunale Międzynarodowym niż w ojczyźnie. Ale to już jest kwestia poczucia elegancji.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dziękuję świadkowi.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Powołuję na świadka pana senatora Kazimierza Kutza.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Proszę świadka, by zechciał przedstawić Wysokiemu Sądowi autoportret Polaka, jaki ten funduje sobie w mediach, a przede wszystkim w telewizji. Jak ów autoportret ma się do rzeczywistości?


Świadek Kazimierz Kutz: 
– Ławo przysięgłych, Wysoki Sądzie; powiem na wstępie coś okropnie banalnego, ale być może jest to banał, który nie pozwoli wam dobrze zasnąć. Otóż uważam, że jakie media, takie społeczeństwo. Oczywiście mówię o mediach publicznych, czyli tych, które są z tytułu prawa upoważnione, by służyć społeczeństwu; oskarżam je przede wszystkim o to, że dały się zawłaszczyć, że skradli je politycy. A po wtóre: oskarżam o nielegalną, czyli wbrew prawu, sprzedaż telewizji publicznej producentom reklam. Ten mariaż interesów partyjnych i handlowych osierocił społeczeństwo polskie w dostępie do kultury. W miejsce misji kulturalnej i powinności wobec społeczeństwa doszło do narastającej od 12. lat polsatyzacji polskiej kultury. Pozwolę sobie przyjąć tu telewizję Polsat za przykład prymitywizmu. 
Proszę państwa, mówi się dzisiaj o dziurze w publicznych finansach i o kosztach, które będziemy musieli z tego powodu ponieść. Ale nie mówi się o tym – a o to oskarżam media publiczne – że została stworzona olbrzymia dziura w duszy naszych współplemieńców. Dziurę w ekonomii za rok lub dwa uda się zasypać. Natomiast dziura w duszy, spowodowana dwunastoletnią demoralizacją, będzie trudna, a może nawet niemożliwa do usunięcia. Przypominam, że nie dziedziczy się zalet, lecz wady. Wada, o której mówię, może stać się naszą wadą genetyczną. Konkludując, oskarżam media o to, co najgorsze: o bezprawie, o ogłupianie społeczeństwa i o jego narastające, przepraszam za słowo, zdziczenie. Oskarżam je o moralny nierząd!

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– W oparciu o to, co świadek powiedział, obrona uzna zapewne, że Polak jest ofiarą. Ale logika wskazywałaby na inne wytłumaczenie tego stanu rzeczy: jest tak, ponieważ Polak tego chce. Właściciele stacji telewizyjnych mogą powiedzieć, że odpowiadają na jego potrzeby. Chciałbym wiedzieć, jakie jest zdanie świadka na ten temat: czy stan współczesnego Polaka jest przyczyną, czy skutkiem takiego działania?

Świadek Kazimierz Kutz: 
– Absolutnie skutkiem. Telewizja stała się zabawką w rękach polityków, którzy walczą o nią, ponieważ ma ona niezwykły wpływ na społeczeństwo.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Ale społeczeństwo chętnie jej ulega.

Świadek Kazimierz Kutz: 
– Pragnę zwrócić uwagę na fakt, że poza Andrzejem Drawiczem, na czele tej instytucji stali ludzie, którzy nigdy nie lubili kultury ani ludzi kultury. O układzie ramówki decyduje maszynka oglądalności. Wszelkie ambitniejsze programy nadawane są po północy.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Rozumiem, że świadek z niezwykłym zapałem opowiada o skuteczności środków masowego rażenia. Ale z tego, co świadek mówi, wynikałoby, że statystyczny Polak, będący przedmiotem naszej troski, jest człowiekiem bezwolnym, niedojrzałym do dokonywania samodzielnych wyborów.

Świadek Kazimierz Kutz: 
– W większości biedny i bezrobotny, ma mało pieniędzy, ale dużo czasu, więc siedzi i ogląda. Big Brother jest dla niego idealną karmą. Choć może ta sytuacja ma swoje plusy, bo dzięki temu, że Polak siedzi w domu przed telewizorem, spada przestępczość. Poważnie jednak mówiąc, po dwunastu latach wolności okazuje się, że telewizja została ukradziona społeczeństwu. Jest to grzech śmiertelny polskiej, nędznej demokracji.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Cały czas jednak przedmiotem tych manipulacyjnych działań jest Polak, który zadziwiająco chętnie się im poddaje.

Świadek Kazimierz Kutz: 
– Media kreują Leppera, a Polacy go wybierają. Być może za cztery lata będzie on już przywódcą narodu. I będzie to też dzieło mediów.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Zostawmy autorom „Rozmów na nowy wiek” troskę o to, nad czym będziemy odprawiać sądy za cztery lata. Prosiłbym natomiast świadka jeszcze raz o odpowiedź na pytanie, czy Polak jest ofiarą straszliwego sprzysiężenia sił masowego przekazu, a co za tym idzie jest człowiekiem całkowicie bezwolnym, niezdolnym do podjęcia własnej odpowiedzialności.

Świadek Kazimierz Kutz:: 
– Powiem jak do księdza. Polak jest ofiarą straszliwie grzesznych ludzi.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Bóg zapłać świadkowi. Nie mam więcej pytań.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Głos ma pan mecenas Piesiewicz.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz:. 
– Chciałbym złożyć wniosek, żeby Wysoki Sąd ostatnią wypowiedź świadka wyjął z protokołu i przekazał Urzędowi Prokuratorskiemu, w celu wszczęcia postępowania przygotowawczego w określonej sprawie.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Sąd w stosownym czasie podejmie taką decyzję. Proszę o zadanie pytania.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Proszę świadka, czy społeczeństwo wykreowało taką sytuację, czy może odpowiedzialna jest za nią określona grupa uzurpatorów?

Świadek Kazimierz Kutz: 
– Jest to uzurpacja pierwszej ekipy rządzącej, która przyszła po zmianie ustroju. Być może dokonała tego w dobrej wierze, ale ten stan rzeczy został utrwalony w formie prawnej i jest wykorzystywany do dzisiaj przez zmieniające się koalicje rządzące.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dziękuję, nie mam więcej pytań.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Świadek jest wolny. Powołuję na świadka panią Julię Hartwig.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Proszę, by świadek zechciał podzielić się z nami swoją wiedzą na temat stanu kultury współczesnego Polaka. Czy jego stosunkowo niskie wykształcenie, rzadki kontakt z książką ma wpływ na rozkwit – czy też uwiąd – kultury w naszym społeczeństwie? Czy Polak naprawdę chce oglądać, czytać rzeczy wartościowe? Czy może dotyczy to tylko wąskiego kręgu elit? 


Świadek Julia Hartwig: 
– Zostałam powołana jako świadek oskarżenia. Spróbuję jednak w moim zeznaniu dociec okoliczności, w jakich zostało popełnione przestępstwo. 51 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki, 90 proc. Polaków ani raz w ciągu roku nie było w teatrze. Wystawy i muzea odwiedziło zaledwie 12 proc. Polaków. Czy te dane nie wystarczą, żeby niemal automatycznie przejść na stronę oskarżenia? Jednak się waham. 
Statystyka nie jest najlepszym materiałem w ocenie kultury. Mimo to ciekawe byłoby usłyszeć ilu w tych 59 proc. jest mieszkańców małych miasteczek, ilu mieszkańców wielkich miast, a ilu jest mieszkańców wsi, do których nie dociera żadna gazeta ani biblioteka wędrująca (mieliśmy takie kiedyś w Polsce, zanim je zlikwidowano). Brak czytelnictwa na wsi to w dużej mierze brak zachęty i pomocy ze strony państwa i samorządów lokalnych – w tej sprawie te właśnie instytucje powinny podlegać zaskarżeniu. Statystyka nie mówi nam również, bo nie jest to jej zadaniem, że wielu Polaków nie stać na zakup książki, która jak na średnie zarobki jest bardzo droga i wejście w jej posiadanie wymaga niejednokrotnie wyrzeczeń lub jest po prostu niemożliwe. Społeczeństwo ubogie, a takie jest społeczeństwo polskie, zaopatruje się najpierw w sklepie spożywczym, a dopiero potem w księgarni, jeśli w ogóle tam trafi. Nie mówiąc już o zakupie biletu do teatru, filharmonii czy do kina. Co więc począć z wrodzoną człowiekowi potrzebą przeniesienia się w świat wyższych potrzeb, które niezaspokojone lub nierozwinięte należycie wreszcie usychają na dobre?
Znalazła się firma, której udało się złożyć swoje kukułcze jajo w gnieździe przynależnym kulturze. Jest to telewizja, o której już dziś była mowa. Nie mogę jednak pominąć tego tematu. Panosząca się i coraz bardziej samowładna, skoro mimo licznych protestów ze strony wykształconych odbiorców okopała się na szańcach małomieszczańskiej tandety i mylących wzorców społecznych. Na taką pożywkę skazane są wielomilionowe rzesze widzów, składając telewizji w ofierze to, co mamy najcenniejszego, swój wolny od zawodowych zajęć czas. W powszechnym przekonaniu to telewizja wytrąciła książkę z rąk czytelnika. A przecież ta sama telewizja mogła stać się dla ludzkości błogosławieństwem, przekazując szeroko wartości edukacyjne, zamiłowanie do sztuki, godziwą rozrywkę i szerząc właśnie kult książki. Niestety, uświęciła lenistwo umysłowe i nie tylko zobojętnienie na wartości estetyczne, ale także ich wypaczenie. Trudno jednak zaprzeczyć, że Polak mieszkający w małej wiosce lub miasteczku wiedziałby zapewne mniej o wyglądzie świata i o tym, co się w nim aktualnie dzieje, gdyby nie telewizja. Zastraszająco jednak brzmi opinia, że znaczna część języka używanego w telewizji jest po prostu niezrozumiała dla wielu mieszkańców Polski, zwłaszcza zamieszkałych na wsi i nieobytych z językiem dziennikarskim. 
Byłoby też niewybaczalnym przeoczeniem, gdybyśmy mówiąc o kulturze Polaka nie zwrócili uwagi na degradację polszczyzny używanej na co dzień, na ubóstwo słów, którymi się posługujemy i niechlujstwo w formułowaniu zdań. Chętnie uniknęłabym dywagacji na temat telewizji, nie sposób jednak pominąć jej wpływu na masową kulturę. Tak dzieje się we wszystkich okolicach świata, do których dotarła technika. Jeśli więc prawdą jest, że pod wpływem telewizji Polak zobojętniał na bezpośrednie obcowanie ze sztuką, to stało się to również w wielu krajach europejskich. Skoro więc pod tym względem grzeszymy wszyscy podobnie, to czy wolno z tego powodu obciążać szczególną winą współczesnego Polaka? Tę okoliczność pozwalam sobie wysunąć jako łagodzącą. 
Można by postawić pytanie: skoro z pozoru jest tak źle, dlaczego jednak tak źle w końcu nie jest? Wystarczy spojrzeć na rozmaitość i bogactwo książek, rozłożonych na ladach księgarskich. Mimo kryzysu, ktoś jednak je kupuje i czyta. Nie tylko książki naukowe i specjalistyczne, również literaturę piękną i poezję. Pozwalam sobie wyrazić przekonanie, że wiedza i samoświadomość wykształconego, młodego Polaka, jego zachowania, bo kultura to przecież także obyczaj, nie różnią się bardzo od wiedzy i zachowań każdego innego wykształconego Europejczyka, z tą jednak różnicą, że ów Europejczyk ma się na ogół lepiej materialnie. A nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że swoboda materialna ułatwia na ogół dostęp do dóbr kultury, choć nie jest zasadą możliwość jej uprawiania i korzystania z niej. 
Skoro już podaliśmy za przykład młodego, wykształconego Polaka, trzeba również wspomnieć o młodym Polaku niewykształconym, stanowiącym nierzadko część tłumu tratującego na stadionach zawodników i widzów, rozbijającego budki telefoniczne i szyby sklepowych witryn, łamiącego ławki w parkach i na przystankach autobusowych. Działania te nie mieszczą się jednak w jakichkolwiek kategoriach kultury i obyczaju. Mają bowiem charakter zwykłych przestępstw kryminalnych. I to zjawisko również nie stanowi wyłącznie polskiej specyfiki. Powtarza się na stadionach sportowych Anglii, Niemiec czy Holandii. Przysięgli wezmą z pewnością pod uwagę całość zjawiska, zaś świadek wnosi, choć bez wielkiego przekonania, o uznanie tej powszechności za okoliczność, co prawda godną pożałowania, ale łagodzącą. 
Zeitgeist, duch czasu – oto jeden ze sprawców, obdarzony siłą pokonywania przestrzeni i nieskończoną ambicją opanowania szerokich rzesz. Powołuję się tu nań kilkakrotnie, nie wymawiając jego imienia, kiedy mowa o powszechności pewnych zjawisk. Ów duch czasu objawia się tym razem w pilnym poszukiwaniu przez jednostkę anonimowości i w próbach zapomnienia o wszelkiej odpowiedzialności za stan świata. 
Mówiąc o młodzieży, trzeba wspomnieć o rozwarstwieniu, jakie dokonało się w ostatnich dziesięcioleciach w kulturze europejskiej, a zwłaszcza amerykańskiej, która najprawdopodobniej dała temu rozwarstwieniu początek. Mam na myśli powstanie tzw. subkultury, której sukces spowodował nie tylko zmianę stylu bycia, ale i upodobań wielu środowisk młodzieżowych. Zespoły muzyki rockowej lub techno gromadzą tysięczne tłumy młodych widzów, ekstatycznie przeżywających koncerty. Wyraźnie zarysowany rozdział między subkulturą a kulturą tzw. wysoką zdaje się nie przeszkadzać w osiągnięciach tej ostatniej, nobilitowanej długą tradycją. Zarówno subkultura, jak i kultura wysoka koegzystują na ogół w izolacji, ale bez większych starć. 
Nie miejsce tu na ocenianie naszej sztuki w poszczególnych jej dyscyplinach. Jeśli na ocenę tę może wpłynąć jakość jej odbioru za granicą, to ocena ta wypada zadowalająco. Nasza literatura współczesna tłumaczona jest na obce języki, orkiestry wykonujące dzieła polskich kompozytorów cieszą się sukcesami, trwa zainteresowanie naszym kinem i teatrem. Wystawy polskiego malarstwa mają dobre echa. Obowiązkiem świadka jest o tych faktach przypomnieć. Być może też sztuka wysoka, obok zanikających reliktów sztuki ludowej, jest najpoważniejszym oparciem naszej narodowej tożsamości. 
Na koniec zwracam się do Wysokiego Sądu o wzięcie pod uwagę przeszłości oskarżonego i punktu, z którego startował w roku 1989 jako człowiek znów wolny, po przebyciu okupacji niemieckiej i długotrwałej dominacji sowieckiej. Pod obu jarzmami kultura polska skazana miała być na zagładę. Nawiązanie do niezafałszowanej przeszłości i włączenie się w nurt nowej sztuki było dziełem niełatwym i godnym docenienia. Trudno tu nie przypomnieć o roli inteligencji i elit intelektualnych, która stała się ostatnio przedmiotem gorących dyskusji. Wypominano inteligencji utratę siły przywódczej i osłabienie autorytetu. Pod tymi atakami kryje się tak naprawdę utrata wiary w siłę i autorytet kultury polskiej. A ta utrata wiary jest bardzo niebezpieczna, bo kultury nie da się oddzielić od poczucia tolerancji i otwartości na innych – wartości, które trzeba wciąż jeszcze na nowo wpajać Polakowi. 

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że na tej sali przedstawiano Polaka jako ofiarę rozmaitych sił, które na niego wpływają, sił politycznych, czy nawet sił zarządzających telewizją. Ale przecież ostatecznie decyduje Polak, który naciska przycisk pilota telewizyjnego, zamiast opowiedzieć dziecku bajkę, jakby nakazywała piękna, stara tradycja z czasów, kiedy byliśmy zniewoleni, ale w domu była niepodległa Polska. Teraz okazuje się, że niepodległość kulturowa jest mitem.
Czy świadek byłby skłonny podzielić pogląd, że rodzina jest w tej chwili miejscem kulturowej demoralizacji, za co odpowiedzialność ponosi Polak?

Świadek Julia Hartwig: 
– Nie myślę, żeby rodzina była miejscem kulturowej demoralizacji Polaka. Być może przykład, który idzie z domu, nie jest szczególnie budujący, ale nie nazwałabym tego tak ostro.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Jak świadek skomentowałby fakt, że w polskich domach podczas wigilii, zamiast śpiewać kolędy, słucha się ich z telewizji? Umiera taki prosty sposób na udział w tradycji. Czy to też jest wynik spisku w mediach, czy może efekt głupoty Polaka?

Świadek Julia Hartwig: 
– Przykład przytoczony przez pana prokuratura obrazuje moim zdaniem zachłyśnięcie się techniką. Bezkrytyczna akceptacja telewizji ma w sobie coś z nuworyszostwa technicznego. I to też w jakiś sposób rozgrzesza Polaka z winy, oczywiście nie w pełni.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Psychologowie dowodzą, że jeśli dziecku nie czyta się bajek, jego poziom mentalny zostaje trwale zubożony. Młody człowiek, od najmłodszych lat wychowany w kulturze obrazka, nie jest później w stanie skupić się na dłużej niż dziesięć minut. Tutaj bieda nie ma nic do rzeczy. Nawet bardzo biedni ludzie mogą czytać bajki swoim dzieciom. Ale oni tego nie chcą, bo łatwiej włączyć dziecku telewizor.

Świadek Julia Hartwig: 
– Trzeba wziąć pod uwagę nowe przyzwyczajenia społeczne. Telewizja tak mocno wkroczyła w nasze życie, że wielu ludzi nie potrafi jej wykluczyć. Chociaż są tacy, którzy wyrzucają telewizory z domów, ale czasami z pewnością żałują tego, bo umykają im sprawy, o których powinni byli wiedzieć. Nie potrafię w pełni obronić Polaka oglądającego telewizję, ale widzę okoliczności, które go w jakiś sposób rozgrzeszają.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Okazuje się, że winy czy zalety Polaka tłumaczymy wpływem telewizji. Upragniona wolność została rozmieniona na drobne przez codzienne zniewolenia.

Świadek Julia Hartwig: 
– Boję się, że kręcimy się w kółko, uderzając ciągle w telewizję. Ma ona oczywiście ogromny wpływ na Polaka, ale nasze społeczeństwo nie składa się przecież z samych notorycznych widzów. Są tacy, którzy korzystają z niej świadomie. Wybierają programy, które ich interesują.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Ale ci pozostali są w mniejszości?

Świadek Julia Hartwig: 
– Elita jest zawsze w mniejszości.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Dziękuję świadkowi. Powołuję na świadka pana profesora Marcina Króla.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Proszę świadka, aby Wysokiemu Trybunałowi i ławie przysięgłych przedstawił swoje zeznanie w sprawie Polaka-katolika. Polak od zawsze mieni się katolikiem, a jednocześnie obserwujemy u niego bardzo nikłą wrażliwość na ludzkie nieszczęścia. Religijność sprowadzona została do wymiaru rytualnego. Rzadko można zaobserwować, aby Polak kierował się w życiu przykazaniem miłości. 


Świadek Marcin Król: 
– Zgadzam się z taką oceną, ale dotyczy ona nie Polaka–katolika, lecz człowieka-katolika. Specyfiką Polaka–katolika jest swoista odporność. Jeśli porównać przeciętnego (twór trudny do wyobrażenia) Polaka-katolika z np. przeciętnym Francuzem katolikiem lub Amerykaninem, to trzeba go bardzo podziwiać. Ponieważ znoszenie niezliczonej ilości głupstw, taniego moralizatorstwa, jakiego musi słuchać na kazaniach w kościołach, świadczy o jego bohaterstwie. Z tego punktu widzenia Polak-katolik ma się dobrze. Gdyby był człowiekiem złym, zawistnym lub gdyby chciał wykazać, że jego nauczyciel popełnia błędy, to tak masowo do kościoła by się nie udawał. 
Druga strona tego zagadnienia polega na zjawisku, które można by nazwać rytualizacją wiary. W Polsce nastąpiło to stosunkowo niedawno. I to jest rzecz, o której zapominamy. Polska nie była krajem masowo wierzących katolików. Stała się taka za komunizmu. W XIX wieku, w dwudziestoleciu międzywojennym, sporą rolę odgrywali ludzie dalecy od wiary lub będący z nią na bakier. Tak było ze wszystkimi wielkimi poetami romantycznymi, z wyjątkiem Norwida, o którego wierze można by dyskutować. Dotyczy to także wielkich przywódców politycznych, z których żaden nie był porządnym katolikiem od Dmowskiego począwszy, poprzez Hallera, Piłsudskiego itd. Perypetie polskości z katolicyzmem były bardzo trudne i doprowadziły do, ideologicznie zupełnie bezsensownego, mariażu Kościoła z endecją. Mariażu ludzi, którzy byli Kościołowi wrodzy, ale doszli z nim do porozumienia tylko dlatego, że mieli wspólnego wroga. Społeczny darwinizm endecji z wiarą Kościoła nie ma nic wspólnego. Stąd Polak-katolik to dziś nadal Polak księdza kardynała Wyszyńskiego. Mamy dziś do czynienia z fenomenem, z punktu widzenia Kościoła, nagannym, ale z punktu widzenia katolika-człowieka godnym obrony, a mianowicie z uprywatnieniem wiary. Jakże można wiary nie uprywatniać, jeśli jej stan publiczny jest czasem tak bardzo kompromitujący? Jeżeli jedyne poważne radio katolickie w tym kraju jest prowadzone przez ludzi z intelektualnego i moralnego marginesu? 
Wracając do problemu, który podniosło oskarżenie: dlaczego Polak-katolik nie jest wrażliwy na cudzą krzywdę? Człowiek, Polak- katolik dwanaście lat temu odzyskał wolność. I tak naprawdę przez pierwsze lata człowiek musi odrobinę zająć się sobą, rodziną, bliskimi. Potem, kiedy wolność zostanie w nim utwierdzona, może zająć się tymi, którzy stoją dalej. Zapewne nie jest to godne zachwytu, ale myślę, że rodzinny egoizm jest cechą naturalną. Jeśli nie godną aprobaty, to na pewno zrozumiałą i właściwą wszystkim ludziom. I ostatnie zdanie: Polak-katolik ma się dziś znacznie lepiej niż kiedykolwiek od okresu rozbiorów.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Jeśli świadek pozwoli, ponowię swoje pytanie. Podstawowe przykazanie, którym ma się kierować Polak-katolik, nie brzmi: chodź co niedzielę do kościoła, ale: byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem w więzieniu, a odwiedziliście mnie. Innymi słowy, pierwszym sakramentem, jak mówią teologowie katoliccy, jest drugi człowiek. Jak to się ma do rytualizowanej wiary Polaków?

Świadek Marcin Król: 
– Otóż ja, Wysoki Sądzie, bardzo ufam inteligencji i rozumowi Polaków oraz ich roztropności. Ale ludzie mają ograniczone możliwości rozumowania. Jeśli autorytet podsuwa im pewne wzorce zachowania, to słuchają autorytetu. Kościół poucza: nie pij, nie bij żony, zajmuj się rodziną, ale niesłychanie rzadko mówi: pomagaj bliźniemu swemu. 
Mimo to nie jestem przekonany, czy miłość konkretnego bliźniego rzeczywiście aż tak źle w Polsce stoi. Czy nie pomagamy sąsiadowi, znajomemu, który znalazł się w biedzie? Z pewnością dużo gorzej jest z anonimową miłością bliźniego. Ale jest to choroba młodego społeczeństwa demokratycznego, w którym dominują więzy rodzinno-mafijne. Ona z czasem minie, ale w okresie młodości demokracji musimy liczyć się z tym, że więcej miłości kierujemy ku szwagrowi niż ku obcemu.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czyli świadek jest zdania, że wolność zaszkodziła etosowi Polaka? Polak stał się rodzinnym egoistą?

Świadek Marcin Król: 
– Nie zaszkodziła, ale myślę, że też i nie pomogła. Sądzę, że znacznie przeceniane jest dobro, jakie przynosi wolność. Ona przynosi bardzo wiele, ale tym, którzy chcą ją wykorzystywać. Z badań przeprowadzanych na całym świecie wynika, że korzystać z wolności potrafi ok. 10-12 proc. społeczeństwa. Polacy nie odbiegają od tych statystyk.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Mam tylko jedno pytanie, które dotyczy pojęcia rytualizacji religijności w Polsce. Spotkałem się z tym pojęciem po raz pierwszy, czytając rozmowę Czesława Miłosza z Aleksandrem Watem. Wat podkreślał doniosłość rytuału w kontekście sytuacji, w jakiej w czasie wojny i później znaleźli się Polacy. Czy świadek mógłby się do tego problemu odnieść?

Świadek Marcin Król: 
– Zdaję sobie sprawę z potrzeby rytuału w trudnych okresach historycznych. Nie można wówczas pozostawić ludzi samotnych bez wzorców zachowania, a nawet – nie bójmy się tego – gotowych formuł postępowania. Ale niestety rytuał trwa w niezmienionym stanie, mimo że zmieniły się okoliczności. Nie jest to winą Polaka, ale hierarchii kościelnej. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Ale może rytuał się nam przydał?

Świadek Marcin Król: 
– On się na pewno przydał, ale do pewnego momentu. Teraz dzieje się z nim to, co z polityczną poprawnością: staje się pusty.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Dziękuję bardzo, świadek jest wolny. Została wyczerpana lista świadków zgłoszonych przez oskarżenie. Czy obrona składa wnioski dowodowe?

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Mamy tylko dwóch świadków. Panią Janinę Ochojską i pana Janusza Jankowiaka. 

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Świadek Janina Ochojska. Bardzo proszę woźnego o poprawienie mikrofonu.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Kim świadek jest, skąd świadek przybywa?


Świadek Janina Ochojska: 
– Jestem prezesem organizacji, która zajmuje się pomaganiem innym ludziom.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Jak to idzie w naszym kraju, wśród Polaków?

Świadek Janina Ochojska:
– Polska Akcja Humanitarna może działać tylko dzięki temu, że wspierają nas ludzie. Fundacja nie posiada własnych pieniędzy. Może nieść pomoc ofiarom wojny w Bośni, w Czeczenii, w Kosowie, w Afganistanie, ofiarom kataklizmów w Polsce, w Turcji, w Mozambiku oraz ofiarom biedy w Polsce, na Litwie, w Kazachstanie tylko dzięki temu, że wspiera nas bardzo dużo osób prywatnych i firm.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Skąd ci ludzie pochodzą, z jakich środowisk? Czy można oszacować skalę ich pomocy?

Świadek Janina Ochojska: 
– Na pomoc powodzianom w Polsce wpłaciło pieniądze 12 tys. osób. W konwojach do krajów ogarniętych wojnami i kataklizmami wywieźliśmy dary o wartości ponad pięć i pół miliona dolarów. Z badań wynika, że w zeszłym roku 25 proc. Polaków, czyli co czwarty Polak dał pieniądze lub dary osobom indywidualnym lub organizacjom pomocy, czyli wsparł drugiego człowieka. Co dziesiąty Polak pracował jako wolontariusz w organizacjach pozarządowych.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Kim jest ów co dziesiąty Polak?

Świadek Janina Ochojska: 
– Wśród wolontariuszy można spotkać Polaków w każdym wieku i z każdego środowiska. U nas w Fundacji pracują starsi ludzie, ale i bardzo młodzi, którzy chcą zrobić coś sensownego.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy można porównać energię polskich wolontariuszy z zaangażowaniem ludzi pracujących w podobnych organizacjach za granicą?

Świadek Janina Ochojska: 
– Procent osób zaangażowanych w dobrowolną pracę na rzecz innych za granicą jest wyższy niż w Polsce. W Stanach Zjednoczonych wynosi 49 proc, w Niemczech 34 proc., w Holandii 33 proc. Liczba organizacji pozarządowych jest w krajach zachodnich o wiele większa niż u nas. W Polsce działa ok. 30 tys. takich organizacji, z czego co piąta aktywnie. Zachodnie organizacje przewyższają nasze w kwestii pomocy zagranicznej. Ale na usprawiedliwienie trzeba przypomnieć, że w Polsce ruch pozarządowy ma dopiero dziesięć lat. Cały czas uczymy się, jak to robić.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy w kontekście tego, co pani powiedziała, można o Polakach powiedzieć, że są hojni?
Świadek Janina Ochojska: 
– Uważam, że Polacy są hojni. Co roku w dniu, w którym odbywa się akcja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, organizowana przez Jurka Owsiaka, na ulicach można zobaczyć tysiące wolontariuszy, zbierających z ogromnym entuzjazmem pieniądze, i równie wielu ludzi z czerwonym serduszkiem w klapie na znak, że wspomogli Orkiestrę. Trudno policzyć, ilu ich było, ale wiemy, że co roku udaje się Jurkowi zebrać dziesiątki milionów dolarów, które są przeznaczane na zakup sprzętu medycznego dla szpitali.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz:
– Jak wygląda sytuacja z hospicjami?

Świadek Janina Ochojska: 
– Ruch hospicyjny w Polsce ma mniej więcej tyle samo lat, ile organizacje pozarządowe. Działające obecnie sto osiemdziesiąt dwa hospicja prowadzone są głównie przez społeczników. W ogóle jeśli chodzi o opiekę nad bezdomnymi, uchodźcami, dziećmi niepełnosprawnymi, angażują się w nią przede wszystkim organizacje pozarządowe. Większość personelu w hospicjach stanowią wolontariusze. Bez ich opieki i wsparcia duchowego odejście z tego świata dla bardzo wielu ludzi byłoby o wiele trudniejsze. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy można sobie wyobrazić nasz kraj bez tej polskiej mapy miłosierdzia?

Świadek Janina Ochojska: 
– Można, ale chyba nie chcielibyśmy w nim żyć.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dziękuję, nie mam więcej pytań.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski:
– Czy świadek słyszał o protestach mieszkańców okolic, w których postanowiono stworzyć np. hospicjum? 

Świadek Janina Ochojska: 
– Nie słyszałam o protestach przeciwko hospicjum. Natomiast wiem, że ludzie nie chcieli mieć w swoim sąsiedztwie ośrodków dla chorych na AIDS lub MONARU. 

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– W Krakowie, w Nowej Hucie dopiero po długich zmaganiach z mieszkańcami udało się stworzyć taki ośrodek. Oznaczałoby to, że przynajmniej dla części Polaków miłosierdzie wobec tych, którzy najbardziej tego potrzebują, nie jest oczywistą sprawą. Oskarżenie chyli czoło przed działalnością świadka, ale czy świadek nie podzieliłby poglądu, że przy całej ofiarności Polaków, nieczęsto przekłada się ona na codzienną życzliwość dla drugiego człowieka? Wspominał świadek o akcji Jurka Owsiaka. Przy jej okazji młodzi ludzie działają z porywu serca, świetnie i pożytecznie się bawią, ale czy ta zabawa rzeczywiście ma szansę przerodzić się w trwałe zaangażowanie? 

Świadek Janina Ochojska: 
– Myślę, że poryw serca i dobra zabawa nie umniejszają wartości dzieła, które przy jej okazji powstaje. Wielu naszych wolontariuszy angażuje się także w akcję Owsiaka. W praktyce nie jest to tylko dobra zabawa, ale często ciężka i czasami nieprzyjemna praca, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś bardzo ostro odmawia datku. Wiem, że naszym wolontariuszom, którzy zbierają np. na pomoc ofiarom wojny w Afganistanie czy w Czeczenii, zdarza się słyszeć pytanie, dlaczego zbierają na brudnych Czeczenów albo Afgańczyków, podczas gdy dzieci polskie głodują. Przeważają jednak reakcje pozytywne, dzięki którym udaje się uratować wiele istnień ludzkich. Młodzi ludzie przekonują się, że choć sami niewiele posiadają, mogą dużo dobrego zrobić i w efekcie angażują się w pracę w społecznych organizacjach.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Organizacja, którą świadek kieruje, pomaga powodzianom. W jaki sposób ta pomoc jest przyjmowana? 

Świadek Janina Ochojska: 
– Przyjmowana jest z ogromną wdzięcznością. Oczywiście zawsze znajdą się tacy, którzy uważają, że zostali niesłusznie pominięci. Z takimi reakcjami spotykamy się nie tylko w Polsce, ale również za granicą. 
Ale są to sporadyczne wypadki. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Chciałbym zadać świadkowi jeszcze jedno pytanie. Czy spotkał się świadek z sytuacją, w której hojność Polaków byłaby uzależniona od rasy czy wyznania ludności kraju, do którego miałaby być skierowana? 

Świadek Janina Ochojska: 
– Badania wskazują, że Polak najchętniej pomaga polskiemu, choremu dziecku. Są dwa powody, dla których Polacy mniej chętnie dają pieniądze na pomoc dla innych nacji. Religia, kraj jest im obojętny, chociaż im dalej od naszych granic znajdują się potrzebujący, tym mniej jesteśmy zainteresowani niesieniem pomocy. Sprawą kluczową jest informacja w mediach. Tylko tą drogą ludzie mogą się dowiedzieć, że organizujemy akcję pomocy. Tymczasem media słabo informują o zbiórkach na rzecz innego kraju: Czeczenii, Afganistanu, Kosowa. Drugim czynnikiem jest niska kultura społeczna. Polak nie ma jeszcze zaufania do organizacji pozarządowych. Ale z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że i to się zmienia i Polacy coraz chętniej pomagają również obcym.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dziękuję świadkowi.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Wzywam świadka Janusza Jankowiaka.


Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Kim świadek jest z zawodu?


Świadek Janusz Jankowiak: 
– Ekonomistą. Chętnie bym pomógł oskarżeniu, bo widzę, że kiepsko im idzie.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Bardzo proszę świadka o nie odbieganie od tematu.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Ile Pan ma lat?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Zadaje pan bardzo osobiste pytania, panie mecenasie; czterdzieści cztery. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Kiedy Pan kończył studia?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– W 1981 roku. To była uczelnia, w której seminarium prowadził późniejszy wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Jak by Pan scharakteryzował 1989 rok z punktu widzenia historii gospodarki, ekonomii? Jak zmienił się sposób gospodarzenia na tym kawałku polskiej ziemi?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Było to przejście ze świata nierzeczywistego w rzeczywisty.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Jak Polacy zdali egzamin z tej sytuacji?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Myślę, że dobrze. Mamy ze wszystkich krajów postkomunistycznych najszybciej rozwijającą się gospodarkę.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dlaczego tak się dzieje?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Splot okoliczności, ale też dosyć duży dynamizm, sporo wiedzy, trochę szczęścia. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy bogaci chcą u nas inwestować?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Oczywiście, że tak. W ciągu jedenastu ostatnich lat, a dokładnie od 1989 do połowy roku ubiegłego, w Polsce zainwestowano 56 miliardów 200 milionów dolarów. Jest to większa kwota niż wynosi tzw. dług Gierkowski, ale różnica jest zasadnicza, bo te pieniądze przyszły tutaj same i nie trzeba ich oddawać.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dlaczego tak się dzieje?

Świadek Janusz Jankowiak:
– Polska jest po prostu bardzo dobrym miejscem do robienia interesów i ci, którzy u nas inwestują, doskonale o tym wiedzą. To nie jest działalność altruistyczna. To jest biznes. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Jak wielu cudzoziemców pracuje w Polsce?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Bardzo wielu w sektorze finansowym, sporo na szczeblu menedżerskim, w dziedzinach, w których pojawili się inwestorzy z zagranicy. Ale w sumie nie jest to jakaś potężna armia.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Kto więc tym wszystkim zarządza?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Oczywiście Polacy.


Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Moment wybicia się Polski ku wolności i ku gospodarce wolnorynkowej to również jest okres rewolucji technologicznej. Jak z tym dajemy sobie radę?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Jeżeli chodzi o posługiwanie się nowymi narzędziami, to całkiem dobrze. Natomiast jeśli chodzi o wykorzystywanie ich po to, żeby unowocześniać naszą gospodarkę, to jeszcze nie najlepiej. Ale jest to kwestia czasu i pieniędzy. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy inwestorzy mają zaufanie do Polski i Polaków? Uważają, że nasze zachowania są przewidywalne?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Z całą pewnością nie wyróżniamy się negatywnie na tle innych regionów. Poza tym na naszą korzyść działa fakt, że jesteśmy postrzegani w tej chwili już właściwie jako kraj należący do Unii Europejskiej.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Dziękuję, nie mam pytań.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Przed chwilą świadek malował bardzo optymistyczny obraz polskiej gospodarki. Skąd w takim razie wzięła się ta sławetna dziura budżetowa?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– To jest bardzo podstępne pytanie. Wzięła się ze złego zarządzania gospodarką.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Źle zarządzali gospodarką Polacy czy jakieś tajemne siły?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Żadne tajemne siły nie maja wpływu na naszą gospodarkę.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czyli odpowiedzialność za to ponoszą Polacy. Czy można by w kilku słowach wskazać, na czym polegał błąd?

Świadek Janusz Jankowiak:
– Przez szereg lat, m.in. za sprawą działalności polityków w parlamencie, nasze wydatki rosły znacznie szybciej niż możliwość tworzenia dochodów.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czy świadek przychyliłby się do tezy, że to, co charakteryzuje całe państwo, charakteryzuje również każdego Polaka, który wydawał więcej niż zarabiał?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Nie mogę się zgodzić z tak daleko idącym uogólnieniem. 

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Na naszych oczach nastąpiło fundamentalne załamanie idei solidarności. Każdy chce wyrwać jak najwięcej dla siebie.

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Chciałbym spełnić swoją obietnicę i pomóc oskarżeniu, ale może dojdę do tego trochę od innej strony. Wydaje mi się, że słabym objawem solidarności jest fakt, że jeden procent podatników dostarcza do budżetu trzydzieści procent podatków.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czy możemy mimo wszystko stwierdzić, że Polacy są gospodarni, oszczędni, że zabiegają nie tylko o własne dobro, ale również o dobro wspólne? Czy może jednak dominuje Polak cwaniaczek, który stara się wszystkich wykiwać? 


Świadek Janusz Jankowiak: 
– Trudno mówić o tym, że ktoś jest rozrzutny, jeżeli ma 800 lub 1000 złotych miesięcznego dochodu. Natomiast generalnie, zawsze w okresie niestabilnej gospodarki, zdarzają się tacy, którzy poszukują możliwości łatwego zysku. Ale to nie jest nic nadzwyczajnego.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Dziękuję bardzo, nie mam więcej pytań.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy tzw. deficyt budżetowy jest ewenementem polskiej gospodarki, czy też zdarza się w innych, również wysoko rozwiniętych krajach?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– Zdarza się wszędzie, oczywiście. 

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Czy w Polsce wydajność pracy jest z roku na rok lepsza czy gorsza?

Świadek Janusz Jankowiak: 
– W tej chwili należy do najwyższych na świecie.

Przewodniczący Trubunału Andrzej Zoll: 
– Dziękuję świadkowi, świadek jest wolny.
Trybunał powołuje z urzędu biegłego pana profesora Jerzego Jedlickiego. Bardzo proszę, by profesor Jedlicki wyraził swoją opinię na temat osobowości oskarżonego.


Biegły Jerzy Jedlicki: 
– Wysoki Sądzie, Panie i Panowie przysięgli! Oskarżony był poddany przez swoich pisarzy i historyków długotrwałej obserwacji. Jej wyniki zawarte są w setkach ksiąg, ale ja muszę mówić zwięźle, a poza tym zdania autorów tych ksiąg niekoniecznie są ze sobą zbieżne. Zgadzają się jednak w paru punktach. Są zgodne w tym, że oskarżony dorastał w bardzo trudnych warunkach: bez poczucia bezpieczeństwa, pod stałą kuratelą, i nie mając przeważnie wpływu na swoje losy. Twarde życie uczyło godwulicowości i obłudy: musiał udawać entuzjazm i przywiązanie tam, gdzie ich nie było i często wypierać się osób i rzeczy, które kochał. 
Takie wychowanie, a może także pewne cechy odziedziczone po wcześniejszych pokoleniach, spowodowały niestabilność emocjonalną oskarżonego, pewne zaburzenia w jego percepcji świata i oglądzie wartości oraz sprzeczności w jego zachowaniu. Podam parę tylko przykładów tej niestabilności. 
Polak współczesny, którego będziecie sądzić, kocha ojczyznę i w potrzebie odda za nią życie, ale jednocześnie stara się ją okpić przy podatkach. Ma swój naród za wspaniały i nieskazitelny, ale poszczególnych jego członków za złodziei i durniów. Radzi sobie zmyślnie i zaradnie w trudnych, a właściwie w każdych warunkach, ale bardzo kocha narzekać, że mu się pogorszyło, bo wszyscy go wyzyskują i krzywdzą z ministrem finansów na czele. Zazdrości Zachodowi jego bogactw i wygód, ale siebie uważa za bogatszego duchem i doświadczeniem, i czasami ma rację. 
Jest bardzo wrażliwy na cudze o sobie opinie. Cieszy się ogromnie każdą pochwałą, oburza się na krytykę i nigdy z niej korzystać. Jest dumny z tego, że wydał na świat wielkiego astronoma, wielkiego kompozytora, wielkiego Papieża i wielkiego skoczka narciarskiego, ale bez fałszowania nie umie, niestety, zaśpiewać swojego hymnu narodowego. Ma ogromne poczucie honoru i humoru, i te dwie cechy są ze sobą ściśle sprzężone, więc bardzo nie lubi, jak ktoś z niego żartuje.
Wysoki Sądzie, nie ma podstaw do orzeczenia, iż podsądny jest niezdolny do rozpoznania znaczenia swoich czynów. Wszelako przedstawione tu cechy składają się na obraz osobowości trochę niedojrzałej i niepewnej siebie, nadpobudliwej i łatwo poddającej się sugestii, niemniej zdolnej do wielkich porywów ducha, gdy chwila tego wymaga. Dziękuję.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Czy oskarżenie ma pytania do biegłego?

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Czy Polak rokuje jakieś nadzieje?

Biegły Jerzy Jedlicki: 
– Tak, bezsprzecznie rokuje nadzieje.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Poprawi się pod warunkiem, że będzie miał dobrych wychowawców?

Biegły Jerzy Jedlicki: 
– Musi mieć dobrych wychowawców, czas i dobre warunki socjalizacji.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Dziękuję bardzo.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Nie mam pytań do biegłego.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Zakończyliśmy postępowanie dowodowe. Proszę uprzejmie oskarżenie o ostatnie wnioski.

Oskarżyciel Jan Andrzej Kłoczowski: 
– Wysoki Sądzie, Panowie i Panie Przysięgli! Oto stanął przed nami oświetlony z różnych stron współczesny Polak. Polak, którego mamy osądzić. A tym samym myślę, że Wysoki Sąd i ławnicy zgodzą się, iż traktujemy go jako człowieka wolnego i poczytalnego. Albowiem tylko takiemu możemy postawić zarzuty i tylko takiemu możemy powiedzieć w oczy bardzo przykre rzeczy. Szczególnie, że Polak nie znajduje się w tej chwili w jakiejś iluzorycznej przestrzeni społecznej czy politycznej. W najbliższym czasie czeka go referendum w sprawie przyjęcia Polski do Unii Europejskiej. W tym wypadku nie może zasłaniać się historią ani nieszczęściami, które go spotykały. Taką decyzję może podjąć człowiek dojrzały, który umie spojrzeć z dystansu na wszystkie swoje wady. 
Zadaniem oskarżenia nie jest zranienie Polaka ani wyrządzenie mu krzywdy. Oskarżenie wielką wagę przywiązuje do słów biegłego, które przed chwilą usłyszeliśmy. Budzą one nadzieję, że wszystkie winy i złe cechy mogą być uleczone, jeżeli oskarżony znajdzie się w odpowiednich warunkach wychowawczych, jeżeli wskaże mu się właściwy sposób na wyzbycie się złych cech. 
Wysoki Trybunale, oskarżony, człowiek wolny i poczytalny, ma na sumieniu wiele występków i wad, z których należy mu się pomóc wyleczyć. Wnoszę o orzeczenie jego winy. 

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Dziękuję bardzo. Panie mecenasie, pan ma głos.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz: 
– Panie Przewodniczący, Państwo Sędziowie! Na wstępie chciałbym, aby Pan Przewodniczący przyjął następujące dowody w sprawie: Konstytucję Rzeczypospolitej – nową konstytucję wolnych Polaków, żyjących w niepodległym państwie i aby wczytał się w zawarte tam wartości i treści!

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Ten dowód jest sądowi znany.

Obrońca mecenas Krzysztof Piesiewicz:
– Dlatego tylko nadmieniłem, że istnieje i proszę o to, aby mieć w pamięci jego treść. Chciałbym, żeby sąd przyjął również jako dowód Traktat Północnoatlantycki, dokument, który zmienia naszą sytuację geopolityczną. Oto po raz pierwszy na przestrzeni swoich dramatycznych dziejów Polacy zadbali o swoje bezpieczeństwo. Wnoszę również, aby Wysoki Sąd przyjął jako dowód Konkordat – wielki dokument, wywalczony w bojach w polskim parlamencie. Dokument ten pozwala wreszcie w sposób cywilizowany, nowoczesny i precyzyjny ułożyć stosunki między Kościołem a państwem. 
Proszę, Wysoki Sąd, by przyjął te wszystkie dokumenty, dzięki którym w sposób wolny i bezkonfliktowy funkcjonują w Polsce dwadzieścia cztery związki wyznaniowe. Chciałbym, aby Wysoki Sąd przyjął je zapisane na CD-roomie, bo takie już są w Polsce, panie Oskarżycielu, i Polacy doskonale umieją się nimi posługiwać. 
I wreszcie ostatni dowód, który jak mniemam ostatecznie przechyli szale na stronę oskarżonego: trzy tomy „Rozmów na koniec wieku” i pierwszy tom „Rozmów na nowy wiek” – książek, które są zapisem audycji emitowanej w telewizji publicznej, o której tyle było mowy podczas procesu.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Dziękuję oskarżeniu i obronie.
Sędziowie przysięgli udadzą się teraz na naradę.

*

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Proszę panią profesor Barbarę Skargę o przeczytanie stanowiska ławy przysięgłych.


Przewodnicząca ławy przysięgłych
Barbara Skarga: 
– Ława przysięgłych postanowiła warunkowo umorzyć postępowanie.

Przewodniczący Trybunału Andrzej Zoll: 
– Ze względu na decyzję ławy przysięgłych, Trybunał postanawia wyznaczyć oskarżonemu okres próbny do czasu referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej i nałożyć na niego obowiązki: intensywnej pracy nad własnym wykształceniem oraz przezwyciężenia skłonności do prywaty i pasywności!

Zamykam postępowanie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


do góry

 

© 2000 Tygodnik Powszechny
Szczegółowe informacje o Redakcji; e-mail: redakcja@tygodnik.com.pl